Najnowsze
Na ekrany polskich kin w miniony piątek wszedł film Lisy Azuelos "Dalida. Skazana na miłość". Wiadomo nie od dziś, że Mjuzz nie mniej od dźwięków kocha kino. A jeśli film i muzyka tworzą jedną i nierozerwalną całość, mjuzzowa radość jest podwójna. Muzyczne biografie mają bowiem to do siebie, że pozwalają dostrzec w artyście zupełnie nowe jego oblicze. Dla wielu są przepustką do odkrywania artysty. O Dalidzie niewiele słyszałem. Owszem, pewnie wymieniłbym tytuły kilku przebojów, ale do tej pory to był bardzo rozmyty obraz. Nie wiem, czy powodem tego była mniejsza popularność artystki w naszej części Europy, czy po prostu trzeba było takiego filmu. Filmu, który rzetelnie i drobiazgowo przedstawia wszystke najważniejsze etapy życia i kariery Dalidy. Filmu wypełnionego muzyką, ale i najbardziej skrajnymi emocjami.
Niesamowita jest historia castingu do głównej roli. Na facebookowym profilu dystrybutora – Best Filmu – czytamy: "Reżyserka, Lisa Azuelos przesłuchała do roli Dalidy 100 osób i wreszcie pojawiła się Sveva Alviti. Aktorka zaśpiewała "Je suis malade". Azuelos pomyślała – z tą dziewczyną wszystko się uda! Wstała, płakała i spojrzała Svevie głęboko w oczy. Aktorka powiedziała "Jestem Dalidą". Reżyserka odparła "Wiem".".
I faktycznie Alviti w roli Dalidy jest fenomenalna. Olśniewa, przykuwa uwagę każdym słowem i gestem. Trudno wyobrazić sobie lepszą aktorkę do tej roli. Kradnie serca widzów w każdej scenie. Czy to początek jej wielkiej kariery?
Od kilku dni próbuję się przekopać przez dyskografię Dalidy. Oczywiście robię to wyrywkowo, bo naprawdę jest czego słuchać – artystka wydała 44 albumy studyjne, ponad 50 kompilacji, 5 płyt live, 134 oficjalne single. Tego nie da się ogarnąć w jeden tydzień. Poza moimi ukochanymi "Besame Mucho", "Paroles Paroles", "Laissez Moi Danser", "Le Temps Des Fleurs", "Je suis malade" czy "Mourir sur scène", co i rusz odkrywam nowe perełki. Zaskakujące, jak wiele szlachetnych utworów zostawiła po sobie Dalida. Kuszą też rozmaite wersje remixowe, wszak ważnym etapem kariery Dalidy była muzyka disco. Oglądając film, nie sposób nie odnieść wrażenia, że to ona przetarła szlaki dla scenicznego show, jakim dzisiaj zachwycają nas największe gwiazdy showbiznesu. Żałuję, że nie było mi dane zobaczyć jej na żywo.
Jeśli wahacie się, czy iść do kina, pomogę Wam: warto! To jedna z ciekawszych muzycznych biografii na przestrzeni ostatnich lat. To film, który porywa i historia, która porusza.