25 stycznia odeszła kolejna wielka postać muzycznego świata – grecki wokalista Demis Roussos. Przyznam, że poza jego największym przebojem – "Goodbye My Love Goodbye" – znałem tylko dwa: "Forever and Ever" i "My Friend The Wind". Jaka to kropla w morzu twórczości tego artysty, niech świadczy fakt, że wydał 33 solowe albumy – w tym również w języku niemieckim, francuskim i hiszpańskim. Ostatni wydany krążek zatytułowany "Demis" miał premierę w maju 2009 r. Z niego pochodzą utwory "September (I'm On My Way)" i "Love is". Okazuje się, że Roussos nagrywał chwytliwe numery także w późniejszym okresie swojej działalności artystycznej. "September (I'm On My Way)" był bardzo radiowym kawałkiem, zupełnie pozbawionym greckiej melodyki, z którą był u nas kojarzony.
"Love is", okraszone barwnym bollywoodzkim klipem, odsłania popowe oblicze wokalisty. Powrót Roussosa w 2009 r. nie był spektakularny. Trudno się dziwić – słuchacze są raczej przywiązani do legendy, niż do prób pokazania czegoś nowego. Teraz, gdy żegnamy artystę, warto jednak przyjrzeć się jego twórczości w szerszym, mniej znanym kontekście.