Najnowsze
Nie mogło być inaczej. Każdy nowy projekt muzyczny Natalii Kukulskiej zostawia inne produkcje w tyle. Chyba jak żaden inny album tej artystki, "Halo tu Ziemia" podzielił słuchaczy. Nawet wśród moich znajomych wzbudził skrajne reakcje. Mnie zachwycił. W mojej recenzji albumu (http://www.mjuzz.pl/wszystko-mozna-co-nie-mozna/) pisałem: "Ileż tu beztroskiej zabawy formą, nutą, strukturą. Jak mawiał mój świętej pamięci promotor, profesor prawa karnego: "wszystko można, co nie można, byle z wolna i ostrożna". Państwo autorzy chyba nie znali drugiej części tego powiedzenia Mimo że wiele tu połamanych dźwięków i nieoczywistych połączeń brzmieniowych, wciąż wspólnym mianownikiem wszystkich kompozycji są dobre melodie. Takie, które zapadają w pamięć. Czasem trzeba czasu, by się do nich dokopać, bo niektóre nie od razu wpadają w ucho. Dajcie im jednak szansę, a gwarantuję, że zadzieje się magia.".
Podtrzymuję wszystko, co wtedy napisałem. I albumowi „Halo tu Ziemia” przyznaję tytuł najlepszego polskiego albumu 2017 roku.
Margaret jest świetnym dowodem na to, że polscy artyści nie muszą mieć kompleksów w stosunku do zagranicznych koleżanek/ kolegów. Bo nagrywają albumy podążające za aktualnymi światowymi trendami, w niczym nie odbiegające od ich poziomu.
Wcześniej miałem duży problem z Margaret – czułem się osaczony jej nadprogramową medialną obecnością. Nie mogło być festiwalu, gali, eventu, na których nie występowałaby. Cieszy jednak, że młoda artystka podąża swoją muzyczną drogą i nie odcina kuponów od popularności pierwszych hitów.
Singlowe "What You Do" i "Monkey Business" to prawdziwe petardy. Szkoda, że tak mało na tym albumie polskich tekstów, a przecież zamykające go kompozycje “Nie chcę” i “Byle jak” są dobrym prognostykiem, że po polsku Margaret też jest w stanie dotrzeć do odbiorcy – kto wie, może nawet z większą siłą rażenia.
W 2017 r. Bovska pokazała, czym jest świeżość w muzyce. W swojej recenzji (http://www.mjuzz.pl/pies-z-przekrzywiona-glowa/) pisałem: "(…) brakowało mi i brakuje na polskim rynku fonograficznym inteligentnej muzyki środka. Bo albo serwuje się nam rzeczy typowo komercyjne, pozbawione błysku i polotu, albo wchodzi się w skrajną alternatywę, która brzydzi się przystępnością. Bovska zdaje się wypełniać tę lukę i robi to w wyjątkowo smaczny sposób. (…) Przyzwyczajony przez artystów do banalności tekstów, doznaję miłego zaskoczenia. Bovska śpiewa o czymś i ubiera to śpiewanie w najbardziej wyszukane słowne kreacje. Daje nowe życie zapomnianym dziś słowom – tak oto nawet lastriko doczekało się własnej piosenki.".
Z przyjemnością będę wypatrywał kolejnych projektów Bovskiej.
Choć albumy z nowymi interpretacjami szlagierów trudno zestawiać z premierowymi wydawnictwami, do tej płyty mam szczególny sentyment. Towarzyszyła mi w nienajlepszym czasie (szpital, niespodziewana operacja – nie polecam) i dostarczyła wielu dobrych emocji. Joannie Dark udało się tchnąć nowego ducha w znane kompozycje Seweryna Krajewskiego, a jednocześnie pozostawić w nich to, co kiedyś zadecydowało o ich niezwykłej popularności. Że nie jest to łatwe zadanie, doświadczamy na każdym kroku, obserwując kolejne – mniej lub bardziej udane – próby mierzenia się z muzycznymi legendami. Joanna Dark ze swojej próby wyszła zwycięsko. Jest szansa, że nowe wersje utworów "Kiedy mnie już nie będzie", "Przemija uroda w nas" czy "Stanu podgorączkowego" spodobają się młodemu pokoleniu słuchaczy, dla których muzyka Krajewskiego może być ważnym odkryciem.
Maryla Rodowicz po 6 latach przerwy we wrześniu ubiegłego roku wydała swój kolejny studyjny album. "Ach świecie…" – to poprawnie skrojony materiał w stylu dawnej, refleksyjnej Rodowicz, ze świetnymi tekstami i wpadającymi w ucho melodiami. Uwaga! Są momenty wzruszenia. Album "Ach świecie…" promowany był utworami "Hello" (duet ze Sławkiem Uniatowskim), "W sumie nie jest źle" (na szczęście jedyny tekst, który poraża swoją infatylnoścą) i "Jeszcze nie czas". Aktualnie swoją szansę dostanie moja ulubiona "Rumba o gitarze".
W tym miejscu muszę wyrazić swój sprzeciw. Irytuje mnie fakt, że na koncertach Maryli, w tym zakończonej trasie "Diva Tour", utwory z nowego krążka są prezentowane szczątkowo. O ile mi wiadomo, Maryla nie planuje grać koncertów z premierowymi kompozycjami. Jest to dla mnie tym bardziej niezrozumiałe, że tej klasy artystka na tym etapie kariery powinna dokonywać świadomych wyborów, w żadnym razie nie kierować się chęcią przypodobania publice. Czy naprawdę lepiej po raz tysięczny zagrać "Małgośkę" i "Kolorowe jarmarki", zamiast podzielić się nową muzyką?
Może nie ma w tej płycie nic odkrywczego, ale bardzo chętnie do niej wracam. Bo to zbiór porządnie wyprodukowanych, melodyjnych piosenek osadzonych w bezpiecznym nurcie popu z elementami rocka. Patrycja uwodzi swoją chrypą jeszcze bardziej niż kiedyś. Wyróżnikiem tego albumu są duety – wśród 13 utworów 5 zostało wykonanych przez Markowską w towarzystwie muzyków: Grzegorza Skawińskiego, Marka Dyjaka, Raya Wilsona, Leszka Możdżera, grupy Pectus. Moim ulubionym kawałkiem jest "Lalka" – szkoda, że nie doczekał się klipu, tak jak siedem innych utworów z tego longplaya.
Aktualnie do promocji wybrano nastrojowy utwór "Czy przyjdzie wiosna".
Potrzebowałem trochę czasu, by przekonać się do nowej płyty Anity. Niby rozumiałem zamysł artystyczny, ale nie czułem jej klimatu. Tak jak byłem zachwycony "Ptaśkiem" (http://www.mjuzz.pl/dziewczyna-z-rzeka-w-tle/), tak pozostałe utwory nie wywoływały we mnie przysłowiowych ciar. Nie do końca przekonywał mnie dobór gości (Tomek Makowiecki, Julia Pietrucha, Ralph Kamiński), choć dostrzegałem, że idealnie wpasowują się w senną, przydymioną stylistykę krążka. Po kilku przesłuchaniach to się zmieniło. Lubię sięgać po "Miód i Dym". Bo wszystko tu się zgadza i nie jest przypadkowe. Bo to przemyślany i szczery album.
Płytę promowały single "Z miasta" i "Raj".
Nowe wydawnictwo Sarsy – to udane połączenie popu i alternatywy, obfitujące w muzyczne niespodzianki. Pierwszym singlem promującym drugi album "Pióropusze” był utwór "Bronię się" – totalnie zawrócił mi w głowie; chyba nie minę się z prawdą, jeśli zawyrokuję, że był jednym z najważniejszych polskich kawałków minionego roku. Sarsa coraz bardziej świadomie dokonuje muzycznych wyborów, nie szukając poklasku. A przy tym udowadnia, że muzyka pop wcale nie musi być taka oczywista. Kolejne dwa singla – "Volta" oraz "Motyle i ćmy" – pokazały dwa zupełnie inne oblicza tej młodej artystki. W każdym z nich wypadła przekonująco.
Mam problem z "Discordią". Podczas gdy debiutancki album Natalii Nykiel był w całości do zjedzenia, nowe wydawnictwo trochę się rozjechało. Są tu utwory, które męczą i których mogłoby nie być. Z drugiej strony jest wiele ciekawej muzycznej, jednoznacznie elektronicznej, treści. Siłą pociągową płyty był "Spokój" – jeden z najlepszych utworów w dotychczasowym dorobku Natalii. Nie porwały kolejne single: "Kokosanki" i "Total błękit". Ogromny potencjał ma duet z Igorem Walaszkiem ("I'm Fine"). Aż żal, że ten numer nie został wybrany do dalszej promocji płyty.
W ubiegłym roku w szranki stanęły siostry Przybysz. Najpierw Natalia wydała 1 września "Światło nocne", 6 października Paulina zaprezentowała album "Chodź tu". Oba przesłuchałem i jednogłośnie zadecydowałem, że w mjuzzowym płytowym podsumowaniu roku znajdzie się miejsce dla Pauliny. Gdyby pokusić się o jakieś porównania, to "Chodź tu" jest bardziej sistarsowe i przez to mi bliższe. Soul miesza się z hip – hopem i r’n’b, ale muzyka jest tu daleka od banału. Mocno zaangażowane teksty i zróżnicowany sposób śpiewania Natalii, gdzie zaciera się granica między melorecytacją a rapowaniem, to niepodważalne atuty tego wydawnictwa.
Album promowały single „Dzielne kobiety” i „Pirx”.