Najnowsze
W ostatni weekend listopada w Pałacu Kultury i Nauki odbyły się już po raz czwarty Europejskie Targi Muzyczne Gazety Co Jest Grane. Mam słabość do tej imprezy, chociaż co roku widzę szereg niedociągnięć organizacyjnych. Moja zasadnicza uwaga dotyczy nieuzasadnionego użycia przymiotnika 'europejskie' w nazwie imprezy. Bo przez cztery edycje targów nie widziałem stoiska żadnej europejskiej wytwórni, ba – nie zaistniały tutaj nawet polskie filie największych graczy fonograficznych (Universal Music, Warner Music, Sony Music). Szkoda, bo mogłoby to być ogromne branżowe wydarzenie. A tak – jak co roku – prym wiodły Agora, Kayax i Polskie Nagrania.
Swoje stoiska miały oczywiście Stowarzyszenie Autorów ZAiKS, Związek Producentów Audio Video ZPAV i Związek Artystów Wykonawców STOART. Odbyły się ciekawe panele dyskusyjne (m. in. "Śmierć prasy muzycznej?", "Muzyka jest kobietą: kobieta w branży?", "Czy darmowe imprezy psują rynek?", "Kino a muzyka", "Jak wybrać przebój na singiel?"), warsztaty i spotkania z gośćmi (Wojciech Mann, Jacek Cygan, Justyna Steczkowska).
Chociaż przez te dwa dni przewinęło się tu wielu artystów, show skradła Zdzisława Sośnicka. Legenda polskiej piosenki przyciągnęła tłumy – najpierw na godzinnym spotkaniu w sali Tiereszkowej, później przy stoisku Polskich Nagrań na podpisywaniu płyt. To było szaleństwo! Po dwóch godzinach kolejka nie malała. Nic dziwnego – niektórzy mieli po 10 i więcej albumów do podpisu. "To chyba męczące zajęcie?" – zapytałem. "Ależ nie, o wiele bardziej wolę podpisywać niż remasterować." – odpowiedziała pani Zdzisława. Polskie Nagrania wydały niedawno kolekcję 9 zremasterowanych albumów Sośnickiej, a dodatkowo – jako gratka dla fanów – ukazało się dwupłytowe wydawnictwo "Zaśpiewane – niewydane/Musicals". Obserwując te rzesze fanów, ale i reakcje Sośnickiej na tak wielkie zainteresowanie, zrozumiałem, jak bardzo publiczność tęskniła za artystką, a artystka – za publicznością. Dzisiejszy wpis Zdzisławy Sośnickiej na facebooku wyraża to najlepiej (pisownia oryginalna): "Wspaniałe Było,Tyle emocji,tyle spotkań po latach,i tyle nowych. Nie potrafię opisać radości i wrażeń. Bardzo Wam dziękuję, za obecność, za wrażliwość, mogę powiedzieć że mam SuperFanów.".
Zupełnym kontrastem było pewne stoisko oznaczone: "P.M. Krystyna Prońko". Mało kto tam zaglądał, bo pewnie mało kto się domyślał, że swoje płyty sprzedaje tam… Krystyna Prońko. Wybrałem album "Poranne łzy i inne tęsknoty" (2007 r.), poprosiłem o dedykację, po czym – jakkolwiek abstrakcyjnie to zabrzmi – zapytałem, ile płacę. Pani Krystyna wskazała na przyklejoną kartkę z cennikiem, na którym widniała kwota 30 zł. Wręczyłem artystce banknot 50-złotowy, a ta z jakiejś portmonetki wydała mi resztę. Uwierzcie, czułem się jak klient jakiegoś taniego butiku. Pomyślałem sobie, że może ocieplę sytuację i poproszę artystkę o wspólne selfie (nic tak nie rozładowuje napięcia, jak selfie). W odpowiedzi usłyszałem, że nie, bo ma twarz opuchniętą po dentyście. I że innym razem. Hmm, no OK. Zwykło się mówić w takich sytuacjach: "i co zrobisz? nic nie zrobisz.".
Weekend targowy zakończyłem z bilansem 12 nowych albumów. Walczę z tym, ale to jest zawsze silniejsze ode mnie. Targi to zło!
Miło było towarzyszyć
p.s. a o spotkaniu z Justyną ?
I mnie było miło
O spotkaniu z Justyną już niebawem, przy okazji innego tekstu.